Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych w naszych serwisach, dostosowania ich do indywidualnych potrzeb każdego użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszych serwisów internetowych, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w polityce prywatności.
Paulina Grabara
Dobranoc w Masa Mari






Witamy w obozie namiotowym Governors’ Camp. Jeśli marzysz o pachnącej kawie podanej do namiotu o 5 rano, o strażnikach, którzy znad żarzącego się ogniska doprowadza cię z latarką do twojego namiotu, czy o odgłosie kąpiących się w rzece hipopotamów, kiedy popijasz kieliszek szlachetnego, czerwonego wina – to może być idealne miejsce dla ciebie.
Pomysł rozwinął Aris Grammaticas, który chciał stworzyć magiczne doświadczenie safari. Chciał dzielić się swoją Kenią z ludźmi na całym świecie, przybliżając jej nieokiełzany świat fauny i flory. - Idea była prosta – mówi Ariana Grammaticas, odpowiedzialna za marketing w sieci - chcieliśmy stworzyć prosty obóz, wpasowany idealnie w naturalne środowisko, w którym ludzie będą mogli doświadczyć autentycznego safari. Mamy wokół wyjątkowych mieszkańców, rzekę Mara i jej zalesione brzegi, bezkres sawanny i bagniste tereny – to wszystko przyciąga wiele różnych gatunków dzikich zwierząt, które mają tu kartę stałego pobytu. Na terenie Masai Mara są to w szczególności dzikie koty.
Governors’ Camp był pierwszym stałym obozem namiotowym, który wyznaczył standardy dla nowego postrzegania luksusowego safari. - Nasz obóz wybierają najlepsze ekipy na świecie – takie jak BBC, kiedy kręci program o dużych, dzikich kotach.
Dodatkowo obóz może być dumny ze swoich kierowców oraz przewodników, którzy zabierają turystów na tzw. “game”, czyli grę. A grą nazywane jest poszukiwanie sytuacji, w której mamy możliwość podglądać zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Ja miałam szczęście – trafiliśmy na dwa gepardy, które właśnie upolowały swój obiad – antylopę. Przewodnicy w rezerwacie żyją w symbiozie z naturą i w pewien szczególny sposób ujmują swoją szczerością (siedząc w jeepie bez szyb zapytałam o zagrożenia, w odpowiedzi usłyszałam: “gdyby dziki kot się na nas rzucił… nie mamy żadnej broni – ale i tak się nie rzuci…, one chodzą po masce samochodu, czasem się na niej kładą, ale na człowieka tak długo jak jest w środku, to się nie rzucą”).
W obozie można zauważyć wszechobecną straż. - Mamy strażników ponieważ nie mamy ogrodzenia – nie chcemy w żaden sposób ingerować w życie zwierząt, które są u siebie – to my jesteśmy w miejscu pierwotnie dzikim, które często znajduje się na ich szlaku. Nasi strażnicy patrolują teren i ustalają, gdzie się dokładnie znajdują i co robią, dbając o to, aby goście mogli bezpiecznie poruszać się po obozie.
To wszystko powoduje, że ludzie zakochują się w Governors’ Camp i tym wyjątkowym doświadczeniu, którego zaznają. - Niektórzy wracają od 37 lat, czyli od momentu powstania obozu – mówi Ariana - Ja nie mogę się doczekać kiedy tam wrócę, choć kuszą mnie szczególnie dwa inne campy, które prowadzą – jeden z nich znajduje się w Ruandzie, drugi przy Wielkim Rowie Afrykańskim.
zdjęcia: Paulina Grabara / Tekst pochodzi z bloga intopassion.com.